krzyk szarego człowieka

02

Samospalenie

Idea samospalenia – silnie związana z tradycją buddyzmu i hinduizmu – jest tak naprawdę obca kulturze judeo-chrześcijańskiej, która traktuje samobójstwo jako zło wyrządzane samemu sobie oraz własnej wspólnocie, a także jako wykroczenie przeciwko Bogu – dawcy życia. Dlatego każdy przypadek odebrania sobie życia przez kogoś (zwłaszcza w sposób publiczny) staje się na długi czas tematem ożywionych dyskusji, w których docieka się jego przyczyn.


11 czerwca 1963 r. wietnamski mnich Thich Quang Duc podpalił się w Sajgonie, na ruchliwym skrzyżowaniu w centrum miasta, chcąc w ten sposób zaprotestować przeciwko dyktaturze katolickiego prezydenta Ngo Dinh Diema i prześladowaniom buddyzmu w Wietnamie Południowym. Nie było to ani pierwsze, ani ostatnie samospalenie buddyjskiego mnicha (lub mniszki) w historii – stało się ono jednak znane na całym świecie dzięki szeroko kolportowanej fotografii, wykonanej przez Malcolma Browne'a. W buddyzmie samospalenie, pozostając aktem niezwykłym i bynajmniej nie powszechnym, jest akceptowane – zwłaszcza w Chinach i Azji Południowo-Wschodniej. Trzeba przy tym pamiętać, że czyn ten, będący samodestrukcją, rozumiany jest nie jako wyraz rozpaczy i bezsilności, ale świadectwo zaangażowania i odwagi. Wybierając tę drogę, buddysta porzuca bierność wobec zła i zniszczenia. W sposób aktywny, ale pozbawiony przemocy wobec innych, ostrzega przed zagładą, której symbolem staje się samospalenie. Jest to też przestroga i próba powstrzymania innych przed pójściem drogą zniszczenia. Można więc samospalenie rozumieć jako krzyk, lecz nie rozpaczy, ale ostrzeżenia, oraz – w tym kontekście kulturowym – ofiarę złożoną przez jednostkę dla dobra wspólnoty.


Samospalenie mnicha buddyjskiego Thich Quang Duca

Wykonane 11 czerwca 1963 r. zdjęcie otrzymało tytuł fotografii roku w konkursie World Press Photo (1963), przyniosło też Malcolmowi Browne'owi Nagrodę Pulitzera (1964)

Sam Malcolm Browne tak wspominał okoliczności jego powstania:

To była noc 10 czerwca 1963 roku. Duc zadzwonił do mnie, mówiąc: Panie Browne, proszę przyjść do takiej i takiej pagody jutro o szóstej rano. Wydarzy się coś naprawdę istotnego. Od razu wiedziałem, że jest nietypowo – zgromadził się tam tłum buddyjskich mnichów i mniszek, wiele z nich płakało. Dwóch młodych mnichów wyciągnęło plastikowy kanister z benzyną, polało nią starszego i zrobiło krok w tył. Thich Quang Duc zapalił zapałkę, którą trzymał na brzuchu, i podpalił się. Oniemiałem, oblał mnie zimny pot, z najwyższym trudem skupiłem się na ostrości, naświetlaniu, robieniu zdjęcia. Byłem przerażony. Wielokrotnie pytano mnie, czy mogłem powstrzymać samobójstwo. Nie mogłem. Stała tam zwarta grupa około dwustu mnichów gotowych zablokować mnie, gdybym spróbował się ruszyć. Kilku z nich rzuciło się pod koła wozu strażackiego. Po latach mam jednak poczucie, że przyczyniłem się do tej śmierci. Że starszy mnich nie zrobiłby tego, gdyby nie był pewny obecności reportera, który przekaże relację światu. [cytat za: wikipedia.org]


Fotografia była kolportowana na całym świecie nie tylko w mediach, ale też za pośrednictwem rządu chińskiego, który usiłował stworzyć z tego kadru symbol „amerykańskiego imperializmu” (podobnie wykorzystywano zdjęcia innych mnichów i mniszek buddyjskich dokonujących samospalenia jako sprzeciwu wobec wojny w Wietnamie).

Everett Collection/East News
Samospalenie mnicha buddyjskiego Thich Quang Duca

Samospalenia mnichów buddyjskich były wykorzystywane przez propagandę państw bloku komunistycznego, jako symbol walki z amerykańskim „militaryzmem” i wojną w Wietnamie. Szeroko komentowane w oficjalnych mediach obrazy docierały do obywateli państw socjalistycznych, gdzie poza wydźwiękiem, na którym zależało władzy, stały się inspiracją dla osób poszukujących możliwości poruszenia zindoktrynowanych społeczeństw i wykrzyczenia swojego sprzeciwu przeciwko komunistycznej polityce.

Mnich buddyjski dokonując aktu samospalenia decydował się na ofiarę pełną bólu. Chciał w ten sposób krzykiem swoim ogłosić, że ma coś bardzo ważnego do powiedzenia. Nic na świecie tak nie boli jak oparzenie. Mnich buddyjski decydując się na taką ofiarę, dokonywał aktu samozniszczenia, ale w tym akcie było także coś twórczego.

ks. prof. Józef Tischner o buddyjskiej idei samozniszczenia
Fragment pochodzi z filmu dokumentalnego Macieja Drygasa „Usłyszcie mój krzyk”

W kontekście wydarzeń w Czechosłowacji najbardziej znanym stało się samospalenie 16 stycznia 1969 r. 21-letniego studenta Uniwersytetu Karola – Jana Palacha (więcej o samospaleniach można przeczytać w serwisie internetowym www.janpalach.cz ). Bez echa natomiast pozostał wcześniejszy, tak samo radykalny protest Ryszarda Siwca.


Swój czyn Ryszard Siwiec starannie przygotował: spisał testament, a na 3–4 dni przed wyjazdem zdobył przepustkę na uroczystości dożynkowe odbywające się na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie. U fotografa zrobił zdjęcie; rodzina odebrała je już po jego śmierci. Kupił rozpuszczalnik i przygotował ulotki, które zabrał ze sobą do Warszawy. Dzień przed podróżą udał się na zamek w Przemyślu i w towarzystwie dwójki przyjaciół nagrał na taśmę magnetofonową swoje przesłanie. 7 września rano pożegnał rodzinę. Wziął niedrogi zegarek syna, zostawił mu na pamiątkę swój, znacznie cenniejszy. Jadąc pociągiem do Warszawy, nad ranem 8 września napisał pożegnalny list do żony (przejęty przez Służbę Bezpieczeństwa dotarł do adresatki dopiero po wielu latach):

Kochana Marysiu! Nie płacz! Szkoda sił, a będą ci potrzebne, jestem pewny, że po to, dla tej chwili, żyłem 60 lat, wybacz, nie można było inaczej, po to, żeby nie zginęła prawda, człowieczeństwo, wolność – ginę. A to mniejsze zło – jak śmierć milionów, nie przyjeżdżaj do Warszawy, mnie już nikt, nic nie pomoże, dojeżdżamy do Warszawy, piszę w pociągu i dlatego krzywo. Jest mi tak dobrze, czuję taki spokój wewnętrzny – jak nigdy w życiu!



Film nagrany przez funkcjonariusza Służby Bezpieczeństwa por. Tadeusza Czyżewskiego, a następnie włączony do dokumentów sprawy operacyjnej kryptonim „Wawel”. W latach późniejszych dodano podkład muzyczny i komentarz lektora, a fragment włączono do cyklu dwunastu filmów służących do szkolenia pracowników aparatu bezpieczeństwa. W filmie pojawia się nieprawdziwa informacja, jakoby został on nakręcony w 1969 r. Najprawdopodobniej był to zabieg mający na celu uniknięcie skojarzeń z interwencją w Czechosłowacji oraz wydarzeniami marca 1968 r.

Zbiory Instytutu Pamięci Narodowej

Kilka godzin później na Stadionie Dziesięciolecia – w obecności stu tysięcy osób, w tym władz – z Władysławem Gomułką na czele – rozegrały się dramatyczne wydarzenia. Dokładnie o godzinie 12.15 w trzynastym sektorze stadionu, położonym w pobliżu trybuny honorowej (karta uczestnictwa pozwalała wejść do sektora nr 37), Ryszard Siwiec oblał się rozpuszczalnikiem i podpalił. Płonął, stojąc. Krzyczał m.in.: „Niech żyje wolna Polska!”, „To jest okrzyk konającego, wolnego człowieka!”, „Nie ratujcie mnie, zobaczcie, co mam w teczce!”. Osoby w pobliżu niego odsunęły się na kilka metrów, obserwując go z bezpiecznej odległości.

Ugaszono go dopiero po paru minutach; sam to zresztą utrudniał, uciekając i broniąc się przed gaszącymi. Mimo że spłonęło na nim całe ubranie, nie stracił przytomności. O własnych siłach, niezdarnie podtrzymywany pod ręce przez milicjantów, zszedł z trybun. Do szpitala zabrała go nie karetka, lecz nieoznakowany samochód Służby Bezpieczeństwa.

Uroczystości nie zostały przerwane ani na chwilę, na płycie stadionu cały czas trwały tańce, z głośników płynęła muzyka. Na stadionie pozostała teczka Siwca, w której znaleziono m.in. biało-czerwoną flagę z napisem: „Za naszą i Waszą wolność. Honor i Ojczyzna” oraz ulotki zaczynające się od słów: „Protestuję przeciw niesprowokowanej agresji na bratnią Czechosłowację...”.

W wyniku rozległych oparzeń (poparzenia II i III stopnia obejmujące 85 procent powierzchni ciała) Ryszard Siwiec zmarł 12 września 1968 r. w Szpitalu Praskim w Warszawie.

I
Rozpoczęliśmy drugą część naszego sprawozdania, drugą część transmisji, która była zdecydowanie trudniejsza, ale dla sprawozdawcy również i bardziej wdzięczna.

Trudniejsza o tyle, że opowiadać w radiu o tańcach to rzecz rzeczywiście karkołomna, ale wykombinowaliśmy sobie ze Sławkiem Szofem, bo z nim robiłem tą transmisję, że będziemy mówili w takt muzyki.

A więc jeżeli na płycie boiska pojawił się korowód, który tańczył poloneza to myśmy chcieli mówić posuwistym krokiem, żeby te zapaski, żeby te wszystkie kolorowe, wspaniałe stroje opisywać w rytmie właśnie poloneza. A gdy był walczyk, mówiliśmy na trzy i tak dalej i tak dalej.

Raptem usłyszałem szum, szum niepokojący taki, jaki czasami się słyszy, kiedy jest się na meczu piłkarskim, i uwaga kibica jest skupiona na tym, co się dzieje na boisku, raptem gdzieś, ktoś, zaczyna się bić. Ale najpierw pojawia się ten szum, ten niepokój, dopiero potem człowiek zwraca uwagę, kieruje swoją uwagę w tamtą stronę i rzeczywiście obserwuje, że coś się tam dzieje.

II
W momencie kiedy składany był wieniec dożynkowy, poniżej sektoru, którego siedziałem, zauważyłem, że ludzie się rozlecieli i nastał jakiś potężny słup czarnego dymu.

III
To był zupełny przypadek, że ja się na tym stadionie znalazłam. Nie bardzo śledziłam, co tam się działo, natomiast pamiętam, że był przepiękny dzień, niebieskie niebo, młodzież tańczyła, grała muzyka i nagle w sąsiednim sektorze wybuchł ogień.

IV
Młodzież przygotowywała się do występu w tunelu obok. I w pewnym momencie, jeden z członków zespołu zawołał:

Mamciu, coś się pali!

Wybiegłam przed segment i zobaczyłam słup dymu, i osobnika, który właśnie płonął.

V
Miałem kamerę oczywiście w ręku, na statywie z obiektywem 180 mm. Popatrzyłem przez obiektyw, zobaczyłem to bliżej, bo to działo się po drugiej stronie stadionu i zobaczyłem wyraźnie, że pali się człowiek.

III
Ludzie zaczęli uciekać, mówili – wódka, wódka się na facecie zapaliła. Zobaczyłam tego człowieka, wyrywał się innym mężczyznom którzy próbowali go gasić.

IV
Ludzie uciekają, krzyczą, piszczą, prawda, no a ja muszę pilnować tej mojej młodzieży, żeby się nie wysuwała do przodu, żeby tam nie szli, bo po co.

II
Wziąłem marynarkę, zeskoczyłem szybko, znaczy zbiegłem, i starałem się tego człowieka ugasić, poprzez zarzucenie marynarki na głowę.

Udało mnie się to, dwie, trzy sekundy przytłumiłem ogień, w momencie kiedy poczułem straszne gorąco od spodu.

VI
On w tym czasie tam krzyczał: „Precz z komuną! Precz z Gomułką!” i tak dalej na Sowietów i tak dalej, to wszystko było tam w jego repertuarze. Trudno jest mi dokładnie w tej chwili powiedzieć, niemniej jednak, jak zarzuciłem mu marynarkę na twarz to już był tak poparzony, że po prostu skórę z włosami, to wszystko z niego po prostu zeszło miałem to wszystko na marynarce. Pokrwawione i tak dalej, no widok był wstrząsający bo tak:

Z oczu cieknie krew, z uszu krew, tu cały jest pooparzany, po tego mieszane to wszystko skóra włosy i tak dalej, że to jest taki wstrząsający widok. Ale tym sposobem go ugasiłem, tylko, że jeszcze na nim zostało z odzieży, to tylko to, co trzymał pasek od spodni.

II
Człowiek płonął, no to jest coś strasznego. Widziałem jak zmieniał się jak kolory wszystkie, jak kameleon poprzez fiolet, zieleń do czerwoności.

Włosy stały pionowo tak jak maszty.

Płonął, wokół ludzie krzyczeli – wariat, wariat!

III
Siedzący koło mnie faceci w cywilu, którzy tam pobiegli przynieśli czarną teczkę, którą przeglądali, tam były maszynopisy, w których pisało, że ten człowiek zrobił to w proteście o Czechosłowację.

Ja wiedziałam to od razu i jeden z nich nawet powiedział, że gdyby mógł to by go zastrzelił. Gdyby miał pistolet.

I
Ja przez chwilę czułem wyraźne drżenie. Właściwie mrowienie.
Coś czego jeszcze nie doświadczyłem i nigdy nie chciałbym tego doświadczać. Ale było to przeżycie, którego ja do końca tych dni nie zapomnę… swoich dni nie zapomnę.

Trzeba było się wziąć w garść, no bo transmisja musiała iść dalej, mieliśmy zresztą teksty więc skupiliśmy się na tekście. Kolejny taniec, kolejny kolorowy obrazek, zaczęliśmy przekazywać.

III
Wyjechała karetka i ludzie próbowali go do tej karetki zapędzić, ale bali się go dotykać. Lekarz też, taki w białym fartuchu człowiek, też coś chciał z nim robić, ale bał się go dotknąć.

On dłuższy czas był poniżej mnie i wołał coś. Ale grała muzyka i myśmy niesłyszeli co on wołał.

Wołał dużo...

Wypowiedzi świadków wydarzeń na Stadionie Dziesięciolecia
Fragment pochodzi z filmu dokumentalnego Macieja Drygasa „Usłyszcie mój krzyk”

Samospalenie mnicha buddyjskiego Thich Quang Duca