krzyk szarego człowieka
04
Uroczystości tak wielkich rozmiarów, jak ogólnopolskie dożynki, w dodatku z udziałem władz partyjnych i państwowych, były już na etapie organizacji ochraniane przez Służbę Bezpieczeństwa.
Na stadionie oprócz milicjantów przebywało wielu funkcjonariuszy w cywilu. Impreza była fotografowana i nagrywana na taśmę filmową. Dzięki temu w dokumentacji SB przechowywanej obecnie w Instytucie Pamięci Narodowej odnaleziono film, który pozwolił na częściową rekonstrukcję wydarzeń na Stadionie Dziesięciolecia.
Fragmenty materiałów Służby Bezpieczeństwa zgromadzonych w czasie śledztwa „w sprawie rozpowszechniania ulotek o antypaństwowej treści przez Ryszarda Siwca”
Zbiory Instytutu Pamięci NarodowejPierwsze działania, jakie podjęli funkcjonariusze SB bezpośrednio po podpaleniu się Siwca to zabezpieczenie miejsca zdarzenia. Ponadto zakazano fotografowania i skonfiskowano kilka negatywów. Dalsze działania miały miejsce już poza stadionem. Już 8 września 1968 r. wszczęto dochodzenie skierowane przeciwko Ryszardowi Siwcowi, oskarżając go o „publiczne rozpowszechnianie ulotek zawierających fałszywe wiadomości o sytuacji polityczno-społecznej w PRL, mogące wywołać niepokój publiczny”. Dochodzenie prowadzili funkcjonariusze SB z Komendy Stołecznej MO w Warszawie, najpierw kpt. Kazimierz Masewicz, a po nim por. Tadeusz Wirkowski. Jeszcze tego samego dnia SB dokonała rewizji w domu rodzinnym i miejscu pracy Ryszarda Siwca. W szpitalu Ryszarda Siwca odizolowano od pozostałych pacjentów, a dostęp do niego miały jedynie wyznaczone osoby z personelu medycznego, którym zakazano o tej sprawie z kimkolwiek rozmawiać. Spotkanie z Siwcem utrudniano nawet rodzinie. W szpitalu pacjent był nieustannie nadzorowany, a także nagrywany.
Moje życie jest niczym wobec zagrażającej ludzkości zagłady. Moja śmierć i śmierć mojej rodziny jest zerem. Niech żyje prawda, niech żyje wolność, niech żyje człowieczeństwo, niech żyje demokracja, niech żyje Konstytucja! Niech zginie totalny terror, opanowujący cały świat! Nie mam żadnych inspiratorów, nie mam żadnych wspólników. Protestuję sam, jeden, jedyny. Ktoś musi zawołać wielkim głosem: dość! Nie! To ja wołam, sam jeden – nie!!!
Fragment stenogramu wypowiedzi Ryszarda Siwca nagranej w szpitalu 10 września 1969 r.
Ostatecznie dochodzenie umorzono dopiero 16 października 1968 r. ze względu na śmierć Ryszarda Siwca. Służba Bezpieczeństwa nałożyła całkowitą blokadę informacyjną na wydarzenia, do których doszło na Stadionie Dziesięciolecia. Chciano ukryć motywy postępowania Siwca, a jednocześnie rozpowszechniano pogłoskę o jego rzekomej niepoczytalności.
I
Wydarzenia z pierwszych dni po 8 września wspomina personel szpitala oraz milicjant i strażak, którzy byli obecni na Stadionie Dziesięciolecia.
Gdy przyjmuje się chorego, oparzonego, do rutynowych pytań należy jak to się stało, że się oparzył? Chory odpowiada, że się podpalił no to proste, logiczne następne pytanie jest a po co to zrobił? I wtedy chory wyjaśnił z jakiego powodu oblał się benzyną i podpalił.
II
W oddziale szum, hałas, bieganina, wszyscy zajęci.
Zajrzałam do sali, pacjent był odseparowany od całego oddziału, leżał w sali, która była dotąd opatrunkową. Łóżko odsunięte od ściany, naokoło stojaki, kroplówki, pacjent spowity cały, jak mumia w bandaże, przytomny.
I
Podczas gdy kolega, powiedział właśnie z jakiego powodu nastąpiło to oparzenie, rozległy się głosy – wariat, psychopata – i temu podobne.
Jeden z kolegów, słysząc to, powiedział zdenerwowanym głosem, że tak został wychowany naród Polski, tak już zostaliśmy wszyscy indoktrynowani, że w momencie, gdy w ramach protestu palą się mnisi buddyjscy, to uważamy ich za świętych, natomiast jeżeli u nas ktoś podpala się z jakichś powodów, powiedzmy politycznych, to mówimy psychopata, wariat.
II
Każdy miał zapowiedziane z pracowników że należy rejestrować wszystko to, co powie pacjent, powtarzać. Należy obserwować kto przychodzi i jeżeli przyjdzie jakiś gość z wizytą, wtedy należy natychmiast zadzwonić.
Cyfrą umowną telefonu było zero, po wykręceniu tego numeru, natychmiast odzywał się ktoś w Pałacu Mostowskich.
Nasz stosunek do tego był różny, ale głównie nikt nie podniósł nigdy tej słuchawki.
III
Kilka tygodni po wydarzeniu na stadionie zostałem wezwany, po prostu zaproszony, razem z biorącymi udział strażakami w gaszeniu tego człowieka, do komendy stołecznej gdzie było spotkanie. Gdzie nam po prostu podziękowano przy lampce koniaku, gdzie otrzymaliśmy, ja otrzymałem gratyfikację pieniężną, chłopcy otrzymali książeczki oszczędnościowe.
IV
No i oczywiście tam też przypomniano nam jeszcze ponownie, żeby rozumieć jaka to jest sytuacja, że należy trzymać język za zębami.
Jeżeli chodzi o tego pana, który się spalił, powiedziano nam, że po trzech dniach zmarł. Że to był dziwak z Przemyśla, że niezbyt, no, zdrowy na umyśle, że w sumie nie był taki biedny, ale coś mu tam zaczęło odkręcać i dlatego, że był wrogiem, po prostu, naszego ustroju.
Fragment pochodzi z filmu dokumentalnego Macieja Drygasa „Usłyszcie mój krzyk”